Opowiadanie jest o tym jak ważne jest aby
pamiętać o myciu rąk po powrocie z podwórka czy wyjściu z toalety, aby
zapobiec takim chorobom jak toksoplazmoza czy salmonella.
- Chlebka, chlebka - mały Tomaszek
wpadł z podwórka do domu, nie zamknął za sobą drzwi wejściowych i już
był w kuchni. Zatrzymał się w progu, bo jego buciki były bardzo brudne
od błota - właśnie skończył budować wielką tamę, ale oczy wyrażały
prośbę, by mamusia dała mu szybciutko skibkę chleba.
Rano nie chciał jeść śniadania,
spieszyło mu się do zabawy na podwórku, gdzie czekały cierpliwie od
poprzedniego wieczora ciężarówki, duża plastikowa koparka, dwie łopaty,
żółta i czerwona, taczki i góra błota, które razem z Michałkiem
przygotowali do transportu w pobliże basenu. Niestety, starszy braciszek
musiał pójść do szkoły, za to młodszego rozpierała nadzwyczajna
energia- nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zamkną się za nim drzwi
domu i znajdzie się na podwórzu. Teraz był już tak głodny, że kręciło mu
się w główce, jedynym ratunkiem był szybki powrót do domu i ...
- A rączki, syneczku – mamusia
doskonale wiedziała, co jej młodszy synek robił od samego rana, kiedy
tylko jego starsze rodzeństwo wyprawione zostało do szkoły. To, co
powiedziała mamusia, osadziło małego zapaleńca w miejscu. Spojrzał na
swoje rączki i zamarł. To były jego własne rączki, znane mu od
urodzenia, obgryzane, jak najlepszy smakołyk w niemowlęctwie?
Niemożliwe. Odkąd pamiętał zawsze prosił o umycie rąk kogoś starszego,
od niedawna- kiedy już sięgał bez trudu do kranu nad umywalką - sam mył
je kilkanaście razy dziennie, a teraz nie dość, że w zabłoconych
bucikach dotarł aż do kuchni, to jeszcze trzymając w brudnej ręce
ociekającą błotem łopatkę, wniósł wszędzie, gdzie się zatrzymał
począwszy od progu, gdy łapał za klamkę, brudną wodę i błoto. Rękawy
kurtki też były brudne, a na rączkach nie było śladu czystego ciała.
- Ale, mamusiu, ja jestem bardzo
głodny, bardzo- maluch miał tak nieszczęśliwą minę i takim wzrokiem
popatrzył na ukochaną mamę, że ta szybciutko się podniosła z krzesła i
przyklęknęła przy synku, wokół którego na podłodze, zrobiła się już
mokra brunatna plama.
- Wiem, synku, nie jadłeś
śniadanka, bo chciałeś jak najszybciej zająć się budową tamy, a teraz-
niestety, kochanie- najpierw zdejmiemy brudne buciki, bo wszędzie
stawiasz błotne stempelki- mamusia potem, zamiast się z tobą bawić,
będzie musiała myć podłogę i czyścić dywanik w kuchni, umyjemy rączki,
przebierzemy się i wreszcie dostaniesz śniadanko.
- A dlaczego nie mogę zjeść
chlebka brudnymi rączkami- dopytywał się rozżalony faktem, że trochę
potrwa zanim dostanie talerzyk z ulubionymi kanapkami, Tomek.
- Synku, samo umycie rąk, zdjęcie
bucików i ubranie suchych rzeczy, nie zabierze dużo czasu, tylko kilka
minut, a dzięki temu będziesz zdrowy, brudne ręce i mokre ubranie to
przepustka do poważnych chorób- powiedziała takim tonem mamusia, że
Tomek pomyślał jeszcze tylko o tym, że musi ją dokładnie o te choroby
rozpytać i poddał się już sprawnym zabiegom mamy.
Nie minęło parę chwil, a Tomaszek z
czystą buzią, takimiż raczkami, w ciepłych kapciach i suchym ubranku
siedział na swym miejscu w przytulnej kuchni i z apetytem pałaszował
drugą już połówkę skibki chlebka obłożonej żółtym serem, pomidorem i
kawałkiem ogórka. Bardzo lubił takie kolorowe, pełne życia, uśmiechające
się do niego kanapki.
- Mamusiu, jeszcze bym zjadł, ale z czekoladą.
- Teraz możesz dostać kawałek
chleba z czekoladą – powiedziała mamusia, która zawsze dbała o to, by
chleb z masłem czekoladowym i orzechami nie był jedynym pożywieniem jej
dzieci.
Zauważyła, że ilekroć Tomaszek sięgał
po chlebek, uważnie przyglądał się swoim rączkom, w łazience też z
niepokojem popatrzył na wrzucane do miski brudne i mokre spodnie i
bluzę.
- Mamusiu, a co mi zrobią brudne
rączki? Gdzie one mają te choroby? - zapytał Tomek, znów uważnie
przyglądając się swoim dłoniom.
Mamusia już teraz rozumiała zachowanie
synka, bał się, że na rączkach i brudnym ubraniu znajduje się coś, co mu
zagraża i szukał tego usilnie.
- Kochanie, to czego szukasz, jest
tak maleńkie, że niewidoczne dla oczu, widzisz tylko brudne ręce, a
zarazków, które roznoszą choroby, nie.
- Ja się ich boję, mamusiu, nie chcę być chory- w oczach Tomka ukazały się łzy.
Mamusia doszła do wniosku, że musi szybko zareagować, żeby malec nie rozpłakał się na dobre.
- Syneczku- zaczęła głaszcząc go
po rączce, w której nie było chlebka -jeśli będziesz mył ręce po
skorzystaniu z ubikacji, po przyjściu ze spaceru, zabawie w piaskownicy,
jeśli zawsze umyjemy owoce przed ich zjedzeniem, jeśli po zabawie z
pieskiem czy naszą Perełką pójdziesz umyć łapki, nic ci nie zagraża.
Choroby, które roznoszą brudne rączki są niebezpieczne, a niektóre ich
nazwy dla ciebie nawet trudne do wypowiedzenia, na przykład salmonella,
toksoplazmoza … Tu mamusia przerwała, bo synek popatrzył na nią wielkimi
ze zdziwienia oczami, próbując powtórzyć ostatnią nazwę, co mu się
oczywiście nie udało.
W piaskownicy, gdzie bawisz się z
Michałkiem, załatwiają się czasem nasze pieski, a i bezpańskie koty,
widziałam tam nawet naszą Perełkę, dziecko bawiąc się potem piaskiem
zarażonym kocimi lub psimi glistami, choruje, boli je brzuszek, tak, jak
po zjedzeniu nieumytych owoców, po których w sklepie czy na straganach
chodzą muchy, dotykają je też ludzie brudnymi rękoma... Mamusia
przerwała, bo mały Tomaszek już nie sięgnął po druga połowę skibki z
masłem czekoladowym i miał taką minę, jakby w ogóle stracił apetyt...
- Syneczku, jest na to wszystko
jedna rada, nie musisz się martwić, twoje rączki są czyste, możesz
spokojnie jeść, nie będziesz chory, tobie bakterie i wirusy nie grożą...
- Bo umyłem rączki?
- Tak, syneczku.
- To ja już zawsze bez
przypominania będę biegł do łazienki i mył rączki po każdej zabawie, jak
będę wracał z piaskownicy i huśtawek do domu, i mamusiu, już nie będę
się dopominał podczas zabawy w piachu, żebyś mi dała bułeczkę, teraz
wiem, dlaczego nigdy nie bierzemy nic do jedzenia idąc na plac zabaw.
- Mam mądrego synka- powiedziała mamusia całując swego malucha w czółko.
Tomaszek głęboko odetchnął i mocno
przytulił się do mamusi. To nic, że wytarł brudną od czekoladki buzię w
jej bluzeczkę, czuł, jak bardzo go kocha i był szczęśliwy, już nie bał
się bakterii ani chorób o trudnych nazwach, wiedział, jak z nimi
walczyć. A sposób był taki prosty...